po zakończeniu die-lorelei.blog.onet.pl powiedziałam sobie, że na zawsze kończę swoją przygodę z FFTH. celem podsumowań zaczęłam wówczas czytać cały swój literacki dorobek i natrafiłam wtedy na pierwotną wersję tego opowiadania. załamałam się, a jedyną okolicznością łagodzącą wydaje się być fakt, że miałam wtedy trzynaście lat. chcę napisać historię Billa i Rose na nowo ot tak, dla własnej satysfakcji.
dziękuję wam za komentarze pod poprzednią notką. dziękuję za obecność. hm, to naprawdę wiele znaczy:)
*
muzyka
Był obok, spoglądając na nią z największymi pokładami miłości, na
jakie potrafił się zdobyć, lecz ona nie odpowiadała spojrzeniem.
Jakkolwiek to brzmiało, nie miał prawa, by ją za to winić. W istocie nie
wiedziała... nie pamiętała, kim był.
Co powiedziałby o nich postronny obserwator?
Dwójka
ludzi, którzy zdawali się sobie całkiem obcy. Mówił o tym dzielący ich
dystans, kiedy pokonywali kolejne kroki. Zdradzał to także wyraz twarzy
kobiety wyglądającej niczym zaklęta lalka. Chłodny i perfekcyjnie
obojętny. Nie wyrażający emocji. Ona sama wyglądała zaś na zmęczoną i
zniechęconą, nie starając się nawet o zachowanie pozorów. Twardo
patrzyła przed siebie pełnym wściekłości i rozżalenia wzrokiem. Co jakiś
czas starannie poprawiała szal powiewający na zimowym wietrze.
Co można było powiedzieć o mężczyźnie idącym tuż za nią?
Jeśli
cierpienie ma konkretny wygląd i kształt, on zdawał się być jego
ucieleśnieniem. Z ciemnymi włosami lekko opadającymi na twarz, patrzył
na nią po to, by po chwili znów wbić spojrzenie w ziemię… jak gdyby nie
mógł znieść zaistniałej pomiędzy nimi sytuacji.
Nie
rozumiał kiedy, dlaczego i jak. Nie rozumiał, w jaki sposób mógł do tego dopuścić.
Gdyby nie zostawił jej samej, gdyby nie wypuścił z rąk… Nigdy by do
tego nie doszło. Wystarczył zdradliwy ułamek sekundy. Ułamek sekundy,
który zrujnował jego marzenia i plany. Ułamek sekundy, gaszący gorący
płomień tego, co najpiękniejsze.
Mimo upływającego czasu, wciąż nie
rozumiał, czy był to złośliwy kaprys losu, czy najboleśniejsza z
możliwych lekcja pokory.. a może po prostu zbyt sroga kara za wszelkie zło, którego
dopuścił się w życiu. Istnieją rzeczy, które zwyczajnie przekraczają
naszą zdolność pojmowania.
Jesteśmy przecież tylko ludźmi.
Ocknął
się z zamyślenia, niby przypadkiem muskając przelotnie jej szczupłą
dłoń. Prychnęła pogardliwie, natychmiast ją odsuwając.
Westchnął ciężko, przymykając oczy.
Jeśli
istniały jeszcze jakiekolwiek cele i powinności, wiedział, że właśnie
ona była jedynym, w co warto wierzyć, o co warto się starać, walczyć i
zabiegać każdego dnia od nowa.
Podobno cuda naprawdę miały
miejsce. Raz na jakiś czas, gdzieś we wszechświecie zdarzało się coś, co
swoją niedorzecznością kpiło sobie z naturalnego porządku rzeczy. A on
wciąż pielęgnował w sobie nadzieję, że cud, który niegdyś zmienił jego
życie – a było nim spotkanie Rose – zdarzy się po raz kolejny. I po raz
kolejny go ocali…
.
-Zapraszam. – poinformował
psycholog a ona obrzuciła Billa wymownym spojrzeniem, tak, by nie miał
wątpliwości, że chce wejść tam sama.
Niepewnie zajęła miejsce w
skórzanym fotelu i choć nie widziała większego sensu w sesjach, którym
była poddawana… nie protestowała, i tak nie mając niczego do stracenia.
Był to szósty lekarz w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy, gdyż Kaulitz z
absurdalnym uporem odnajdywał, jak twierdził, najlepszych specjalistów w
kraju. Płacił im niewyobrażalne sumy pieniędzy a oni mieli przywrócić
ją do życia. Mieli oddać jej należące do niej wspomnienia. Mieli
sprawić, by wróciła.
-Opowiedz mi o sobie. – podjął wreszcie siedzący naprzeciw mężczyzna.
Przez moment starała się poukładać rozbiegane i palące żywym ogniem myśli.
-Nazywam
się Rose. Rose Hammond. Mam dwadzieścia lat. Jestem pewna, że większość
ludzi wzięłoby mnie za przeciętną do przesady. Racja. Nie dokonałam
niczego wyjątkowego a moje nazwisko nigdy nie zostało usłyszane przez
świat… Wiodłam życie toczące się spokojnym rytmem. Do czasu. Do czasu,
kiedy on wtargnął bezczelnie do tego, co z trudem udało mi się
poukładać. Zaczęło się w szpitalu na peryferiach Monachium. Tylko tyle
pamiętam. Wszystko inne wiem z jego opowieści. Z ich opowieści.
Kiedy
wybudziłam się ze śpiączki, nikogo nie było obok mnie. Ponoć nie udało
zidentyfikować się mojej rodziny. Leczenie po wypadku trwało niecały
miesiąc.
Gdy lekarze uznali, że wszystko ze mną w porządku, poza
nieustępującą amnezją… - urwała niespodziewanie. - Amnezja... słyszał pan o tym? Złodziej serc, dusz i pamięci. Obdarta ze wspomnień i jakichkolwiek uczuć zdałam
sobie sprawę, że czas zacząć całkiem nowe życie.
-Mów dalej, Rose.
-Byłam
jak dziecko we mgle, ale poradziłam sobie. Znalazłam pracę, wkrótce
wynajęłam mieszkanie. Zyskałam przyjaciół a w końcu na mojej drodze
stanął on, Max. Dzięki niemu wszystko nabrało niesamowitego tempa i
kolorów. Przestałam się zastanawiać kim byłam i jak żyłam przed
wypadkiem. Byłam po prostu szczęśliwa.
-Co działo się potem?
-Tego dnia nie pamiętam zbyt dobrze, choć właśnie wtedy straciłam wszystko,
na czym mi zależało. Max obiecał, że wcześniej urwie się z pracy, lecz
gdy pobiegłam otworzyć, zamiast niego do mieszkania weszło kilku
policjantów i on, Bill. Pamiętam, że krzyczał, nieomal płakał a potem,
ignorując mój sprzeciw, zabrał mnie do swojego domu pod Berlinem.
Minęła dłuższa chwila, nim odezwała się ponownie:
-Jest mi źle. Nie
chcę cierpieć, nie chcę jego cierpienia. Wielokrotnie rozmawialiśmy na
ten temat. Chciałam się wyprowadzić, uciec, po prostu odejść. Tak byłoby
przecież najłatwiej. Nie pozwala mi na to, twierdzi, że nie przeżyłby
tego po raz drugi.
Dowody, że Rick jest moim ojcem a z Billem byliśmy
kiedyś blisko - są zdjęcia i mnóstwo nagrań. Moje rzeczy poukładane w
szufladach i stara komórka. Poza tym są to dla mnie zupełnie obcy
ludzie, którzy bardzo mnie kochają a ja nie czuję do nich niczego poza
ogromnym żalem i pretensją.
To tak, jakby ktoś umieścił mnie z nimi w pokoju bez klamek i mruknął na odchodne ' To jest Twoja rodzina, to nic, że ich nie pamiętasz. Z czasem się przyzwyczaisz.'
-Rose…
-Wielu
pyta, dlaczego nie odejdę. Ja nie mam do czego wracać. Nie ma też
nikogo, kto na mnie czeka. Max i przyjaciele zerwali ze mną jakiekolwiek
kontakty. To proza życia. Prawdopodobnie przerosła ich moja tragedia.
Trwam i krzyczę z rozpaczy, lecz wydaje mi się, że nikt nie słyszy.
Trwam. I modlę się o wybawienie, jakkolwiek miałoby ono wyglądać...
.
Znów
przypatrywał się jej w wyjątkowym skupieniu. Miała teraz idealnie
czarne włosy. Oczy, w których zakochał się lata temu, straciły
specyficzny blask gdzieś po drodze. Tak bliska i tak daleka. Tak dobrze
poznana a jednocześnie nieodgadniona. Ukochana i obca. Miliony
sprzeczności, które zamykały się w jednej osobie będącej jego
obezwładniającym pragnieniem. Tak mocno ciążyły wspomnienia, które nosił
w sobie za ich dwoje.
Pospiesznie otarła łzy zbierające się w kącikach oczu. On nie mógł… nie miał prawa ich widzieć. Poderwała się z miejsca, pospiesznie pokonując kolejne stopnie. Chciała ukryć się przed całym światem. Przed nim. Być może przed samą sobą.
-Nawet nie wiesz, ile chciałbym Ci dać… - szepnął ochryple, kiedy zniknęła już za drzwiami swojej sypialni.
To
okrutne i niesamowicie destrukcyjne, że tak często chcemy podarować to, co w nas
najcenniejsze tym, którzy nie chcą, nie potrafią bądź nie mogą tego
przyjąć…
Już chyba zapomniałam, jak to jest, wiesz? Przychodzę do Ciebie, widzę pierwszy rozdział. Zatapiam się tutaj w słowach i dźwiękach i myślę sobie... jak mogłaś, Wziiu, po prostu się od Niego odciąć?
OdpowiedzUsuńWielbię Twoje słowa. I postaci, które kreujesz. Nie wiem jeszcze, kim ona jest, ale ufam, że jeśli On ją kocha - ja też będę w stanie. Znów spotykam Go tutaj smutnego. Znów takiego... prawdziwego.
Powtórzę, co mówiłam poprzednio - cieszę się, że jesteś.
Coś cudownego.
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego dopiero teraz wzięłam się za komentowanie. Może to przez zaległości w czytaniu innych opowiadań, za dużo emocji kryjących się w każdym zdaniu tego odcinka, a może przez zwykłe lenistwo? Stawiam na to ostatnie.
OdpowiedzUsuńRose miała/ ma amnezję?! Shit, pisałam kiedyś coś podobnego, tylko mi to tak dobrze nie wychodziło. Ej, Bill miła płakać! Tzn. nie miał płakać, ale tak powinno być, o! I.. Och, nauczysz tak łączyć słowa w zdania, by wydobyć z nich całą magię? Proszę, tak bardzo ładnie proszę.
PS.
Tylko jedno zastrzeżenie: wchodzę na GG, a tu brak powiadomienia! Dlaczego, hmmm? -_^
być może masz zaznaczoną opcję o nieprzyjmowaniu wiadomości od nieznajomych, informowałam Cię o newsie:)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz sprawdziłam i... I kij, każdą wiadomość mogę przyjąć. A mogłabyś podać swój nr, jeśli możesz? ^^
Usuń1809821;)
OdpowiedzUsuńTen rozdział jakoś odświeżył mi pamięć. Przypomniałam sobie mniej więcej (choć niestety mniej niż więcej) fabułę verlorene-sterne. Najlepiej pamiętam cierpienie Billa i Rose, i to, że w przeszłości byli w ciąży, to znaczy: mieli mieć razem dziecko (w tej wersji również tak będzie?).
OdpowiedzUsuńBill jest trochę masochistą: każe cierpieć i sobie, i Rose (a jak widać – jej cierpienie boli również Billa). Może gdyby pozwoliłby jej żyć samej, zamiast ciągle męczył powrotem do przeszłości, której ona z obiektywnych przyczyn nie ma prawa pamiętać, obojgu łatwiej byłoby się pozbierać? Bo nie wierzę, że widok ukochanej, która czuje do niego jedynie żal, jest o wiele bardziej bolesny od pozwolenia jej odejść i poukładać wszystko w spokoju. Wydaje się to raczej współmierne.
Wiesz, zapomniałam, jak to jest u Ciebie komentować. Bo to jednak zawsze było trochę inne komentowanie, od którego kompletnie się odzwyczaiłam. U Ciebie bardzo wielu rzeczy trzeba się domyślać. Może i to dobrze, że mało jest tej dosłowności? Choć z drugiej strony przez to łatwiej się pogubić.
Jakie jeszcze pisałaś opowiadania?
OdpowiedzUsuńpisałam wyżej, die-lorelei.blog.onet.pl, zapraszam:)
OdpowiedzUsuńprzeczytłam komentarze wyżej i w sumie tylko sie n siebie wkurzyłm, że to zrobiłam, bo ktoś wyżej wspominał inne opowiadanie z tymi postaciami + mały spoiler w postaci ciąży. Why?
OdpowiedzUsuńPoczytane. Po prostu poczytane.
Ale nawet to mnie nie zrazi, bo piszesz pięknie. Zaczyna się smutno, ale podejrzewam, że zaserwujesz nam dawkę naprawde dobrej milosnej przygody.
Jeśli mogłabym prosić o powiadamianie na numer 45640632 albo jakiś Twój numer o ile będziesz w opisach dawać znać o nowej części - byłabym szalenie wdzięczna.
Pozdrawiam
Przepraszam, mój błąd. Nie powinnam była tego pisać w komentarzu. Niestety czasu nie cofnę, a kasowanie komentarza nie ma chyba sensu.
UsuńWybacz, calme, że Ci tu spamuję, ale głupio mi się zrobiło i musiałam chociaż przeprosić.
Smutne to wszystko. Na początku zastanawiałam się, o co może chodzić tej Rose, że tak traktuje Billa(chyba pierwszy raz się nim przejęłam), aaale jest zaskoczenie. Dość ciekawy pomysł z tą amnezją i chwała, że to wszystko będzie bardziej realne, bardziej męczące i raniące. Nie znoszę dziwnych amnezji trwających maksymalnie dwa rozdziały.
OdpowiedzUsuńMyślę, że i Rose i Bill zasługują na współczucie. Rose głównie z powodu, że tak naprawdę została obdarta ze wszystkiego, życie, jakie wiodła przez zapadnięciem w śpiączkę nagle straciło znaczenie, a wszystko, co składało się na nie znikło gdzieś w ciemności. Były chwile, że sama zastanawiałam się, dlaczego oni się nie rozstaną? Przecież oboje cierpią, może w pojedynkę, w spokoju, bez nacisku z zewnątrz byliby w stanie ułożyć swoje życie i (podejrzewam) odnaleźć drogę do siebie raz jeszcze?
http://jeder-tag-im-nichts-vergeht.blogspot.com/ <------ 11.zapraszam
OdpowiedzUsuńNaprawdę lubię do Ciebie wracać. Nawet teraz, gdy miałam tę przyjemność poznać się wreszcie.
OdpowiedzUsuńPrzeżywam historię Rose niemal jak swoją własną. Z resztą, której Twojej opowieści nie przeżywałam w ten sposób? Poniekąd chyba rozumiem Billa i jego tragedię... Pamięta coś, czego dla niej nigdy nie było. Przeżył z nią tyle... ale jest teraz dla niej obcym człowiekiem. To trochę jak psychoza... Mieć w głowie te wszystkie obrazy, tamte wspomnienia i zestawiać je z nieistniejącą rzeczywistością... Aż ma się ochotę przytulić ich oboje i powiedzieć, że to można przetrwać. Że takie rzeczy się zdarzają, ale to da się poukładać... Znam ich historię z przeszłości, a mimo to łudzę się, że jako ich Bóg i stwórca w tym opowiadaniu darujesz im trochę więcej szczęścia. Nie chcę żebyś darowała im cierpienia... bez niego nie byliby prawdziwi. Jedynie odrobinę więcej słońca... Przecież życie nie zawsze musi być ponure. Nawet, gdy deszcz pada tak często...
Vivienne / K.J. Leittmann
Cię wreszcie*
UsuńZnikłaś? ._.
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczynam moją przygoda z FFTH. Jeśli masz ochotę wpadnij na mój blog:
http://feelings-smother.blogspot.com/
Pozdrawiam
unnecessary
Nominowałam Cię do The Versatile Blogger! http://lstokiohotel.blogspot.com/2013/07/i-nominacja-3.html
OdpowiedzUsuńNie za bardzo wiem, jak to się stało, że jeszcze mnie tu nie przywiało. Ale teraz jestem z nadrobionymi odcinkami i zamierzam tu pozostać! Wracając do ostatniego odcinka, to... rany. To, przez co musi przechodzić Rose, a z nią, jakby nie było, również Bill, jest naprawdę straszne... to znaczy, hm. Jest mi jej tak cholernie żal i tak bym chciała, żeby zaczęło się jej układać... Na ogół wolę, kiedy historia naprawdę źle się toczy, ale kiedy czytam o tym, co przeżywa Rose, jakoś tak nie potrafię się cieszyć z czyjegoś wyimaginowanego nieszczęścia ;) W związku z tym, jak bardzo Twoje opowiadanie przypadło mi do gusty, czy zgodziłabyś się informować mnie na gadu o nowych odcinkach? Byłabym niezwykle szczęśliwa. Oto numer: 42714428. Czekam na nexta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńCzytając ten i poprzedni post poczułam się kilka lat młodsza... brakuje mi tych starych dobrych czasów, gdzie roiło się od opowiadań o tej tematyce :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten miły powrót do przeszłości :)!